czwartek, 14 stycznia 2016

9

Obudził się i przez chwilę zastanawiał się, czy to co się wczoraj wydarzyło, nie przyśniło mu się przypadkiem. Próbował ustalić w myślach wszystko po kolei, co robił, gdzie, z kim. I jak nic, wychodziło, że to była prawda. Uśmiechnął się do siebie. Chyba był szczęśliwy. A przynajmniej już dawno tak dobrze się nie czuł. Zupełnie nie wiedział dla czego. Niby nic szczególnego się nie wydarzyło, ale jednak, pozostawało coś nieuchwytnego. Chcąc upewnić się, wstał i powędrował do pokoju dla gości, gdzie zdawało mu się, że powinni spać Natalia i Wojtek.
Bosymi stopami szurał o posadzkę. Ręką przeczesał włosy, które sterczały w nieładzie. Przechodząc obok lustra napiął mięśnie. Spod skóry wyłonił się „kaloryfer”.  Uśmiechnął się do siebie.
Otworzył delikatnie drzwi, a jego oczom ukazał się dwie małe sylwetki, które jeszcze smacznie spały. Każdy z nich wtulony w poduszkę, a na twarzach błogi sen. Czuli się bezpiecznie. Wojtek coś wymamrotał pod nosem, pomachał ręka i obrócił się na drugi bok. 
Łukasz z jeszcze większym bananem na ustach powędrował do kuchni. Od zawsze był rannym ptaszkiem. 
Zaparzył sobie kawy, i zrobił śniadanie. Oglądając poranne wiadomości pochłonął stertę kanapek.
W pewnym momencie usłyszał ciche krząknięcie, obrócił głowę w stronę dochodzącego dźwięku. Niedaleko stała Natalia, która prze uroczo wyglądała w jego koszulce. Była na nią za duża, przez co wyglądała jakby była w sukience. I ten numerek 11 na jego reprezentacyjnej koszulce. Chyba polubiła siatkówkę, a przynajmniej miał taką nadzieję, że tak się stanie.
- Głodna jestem.- od razu powiedziała, nim on zdążył o cokolwiek  zapytać.
- No to chodź, zrobię CI kanapki. Z czym chcesz?
-Obojętne mi to.- odparła.
Wstał od stołu, i zaczął kroić chleb smarując go masłem, a następnie układając plasterek szynki, pomidora, ogórka.
Kiedy się obrócił, stanął jak wryty. Natalia siedziała na jego miejscu i się częstowała jego kanapkami. Zostawiając na boku, tą, którą właśnie jadł.
- To są moje kanapki.
- A nie prawda, bo już są moje.- i wystawiła mu język.
- A krowa ma dłuższy i się nie chwali.- skomentował zachowanie dziewczynki.  
- Jak już sobie zrobiłeś kanapki, to możesz je zjeść. A i herbatę tez sobie możesz zrobić. – powiedziała, i wzięła jego kubek do rąk i wypiła zawartość.
- Wiesz, trochę kultury.- skomentował jej zachowanie, gdy kończył jeść swoje śniadanie.
- Bez też jest fajnie. Zimno mi w stópki.- zaczęła marudzić.
- To idź się ubierz.
Dziewczynka zrobić to, co kazał jej Łukasz. Pomyślał; szalona, ale kochana.
I tak stał cały poranek przy garnkach. A to przyszła Agnieszka z prośbą o zrobienie musli, a to Wojtek, drugi głodomor pół lodówki wyjadł.
Na 13:30 musiał być na hali, ponieważ dziś grali świąteczny charytatywny mecz. Wolał spędzić ten dzień z Agnieszką  i dzieciakami, ale jak mus to mus.
Do jego wyjścia na halę wszyscy zdążyli się przygotować.
Agnieszka chcąc wesprzeć swojego męża założyła jego koszulkę meczową. Wojtkowi Łukasz podarował koszulkę reprezentacyjną. Prezentował się w niej ciut lepiej jak Natalia, ale wciąż pozostawała za duża na niego.
Chcąc spełnić swoja obietnicę Łukasz zabrał Wojtka ze sobą wcześniej, by ten mógł poznać osobiście jego kolegów z drużyny. Młody był bardzo podekscytowany tą wizją, i kiedy o niej usłyszał nalegał na wcześniejszy wyjazd na halę. To miał być jego pierwszy mecz w życiu.
Natalia wraz z Agnieszką wyjechały nieco później jak chłopaki. Obydwie przez ten czas złapały ze sobą kontakt. Dużo ze sobą rozmawiały i śmiały się. W pewnym momencie Agnieszka zaproponowała małej, że pomaluje jej paznokcie na kolory klubowe jej męża. Ona na to bardzo się ucieszyła.
Mecz nie był spektakularnym siatkarskim widowiskiem. Ale nie chodziło o sportowe emocje,
a o zabawę. Po drugiej stronie siatki stali ludzie, którzy w życiu codziennym nie wiele mieli siatkówki. Po jednej i drugiej stronie chodziło o zabawę. Do bloków zawodnicy ustawiali się tak, że ci wyżsi brali tych niższych na barana. Dziwnymi nie siatkarskimi pozycjami serwowali.
A wszystko po to by wywołać jak najwięcej radości wśród kibiców, i zebrać jak najwięcej pieniędzy. Po meczu, który trwał pod 2 godziny, nastał czas rozstania. Wrócili do domu. Dzieciaki niechętnie zabrały swoje rzeczy. Ze spuszczonymi głowami i smutkiem wymalowanym na buzi wsiedli do auta Łukasza. Droga do domu dziecka minęła im w głuchej ciszy. Bali się wypowiedzieć cokolwiek. Jakby te słowa miały coś znaczyć.
Kiedy dojechali pod placówkę dyrektor w asyście policji i innych wychowawców już czekali na nich. Ociągając się wysiedli z samochodu. I wtem rozległa się płaczliwa prośba zranionego dziecka.
-Nie zostawiajcie nas!- krzyknęła Natalia, a po jej buzi sączyły się słone krople łez. Próbowała je ocierać, ale wciąż nowe wypływały z jej oczu.

- Nie zostawimy! Obiecujemy!- i wszyscy w 4 się przytulili. I na długo w pamięci będą mieć te wydarzenia.   
------------------------------------
Hej!
To już jest koniec, koniec tej historii. 
Co mogę powiedzieć, wyszła taka jaka miała być od samego początku. Choć momentami mogło być lepiej napisane... Ale nad tym cały czas pracuję. 
Nie wiem jakie wzbudziła w was ta historia emocje, ale mam nadzieję, że w miarę pozytywne. Że mimo wszystko te 9 krótkich rozdziałów są coś warte,.. Podzielcie się tym wszystkim, co czujecie wobec tych wydarzeń! Bo dla mnie pisanie jej to była czysta przyjemność :) 
Ogłoszenie parafialne jest takie, że na bloga wrócę dopiero w połowie lutego. Moja przyjaciółka SESJA zaprasza na spotkanie... 
Więc do następnego opowiadania! I tak, będzie kontynuacja opowiadania o Winiarskim :) ale chyba go zrobię na nowym blogu :) o wszystkim będę was informować i na bloggerze i na fb :) FB
A i jeszcze jedno, blog który powstał jest dla moich wierszy :) Zapraszam!
I jak to mówi mój klasyk- DO NASTĘPNEGO!
Marcyśka 
  

niedziela, 10 stycznia 2016

8

Do drzwi ktoś zapukał. Agnieszka wyszła z kuchni, gdzie pilnowała Wojtka i Natalię, a ci jedli na szybko zrobione kanapki. 
W progu drzwi stał Radek z Moniką. 
-Cześć siostra.- przywitał się chłopak z Agnieszką. 
- Cześć! Wchodźcie!
Goście weszli do domu i ściągnęli odzież wierzchnią. Obydwoje byli ubrani nienagannie. Garnitur Radka leżał na nim idealnie, a sukienka Moniki stała się konkurencyjna dla Agnieszki. Obydwie przyjacielsko ucałowały się w policzek. 
Z kuchni dobiegł do nich odgłos tłuczonego szkła. 
Radek z Moniką zdziwili się. 
-Nie jesteście sami?- zapytał Radek. 
- Nie.- szybko odparła Agnieszka.- Chodźcie do salonu. 
Goście poszli we wskazanym kierunku, przez panią domu. A Agnieszka poszła do kuchni sprawdzić, co 2 przybysze stłukli. 
- Co zepsuliście?- od razu zaatakowała dzieci, które spuściły głowę. 
- Szklankę.- odparła cicho Natalia. 
- Na prawdę, jesteście niewychowani! Nie dość, że człowiek chce was ugościć, to tak się odwdzięczacie!- wyolbrzymiała problem, a jej podniesiony głos rozszedł się po całym domu. 
- My na prawdę nie chcieliśmy!- odkrzyknął jej Wojtek. 
- Do pomieszczenia wszedł Radek. 
- A co tu się wyprawia? Co to za dzieci? Kuzyni Łukasza?- dopytywał się chłopak. 
Szklankę stłukli. Wiesz niesamowita historia, Łukasz ich przywiózł i myśli, że stworzymy normalną rodzinę- drwiła z dzieciaków. 
- Ale jak to ich przywiózł?- zapytał zaskoczony, a jego oczy momentalnie się powiększyły. 
- A szli gdzieś, i stwierdził, że ich podwiezie. No to ich tak podwiózł, że teraz jest na policji i wszystko wyjaśnia, bo się okazało, że z domu dziecka uciekli. 
- Co ty mówisz?! Słyszałaś Monia?- powiedział rozbawiony. I objął żonę, która także pojawiła się w kuchni. 
- A jak macie na imię?- zapytała Monika. 
- Wojtek i Natalia.- odpowiedział chłopiec. 
- Jak ładnie! My naszego dzidziusia nazwiemy Kacper. 
- Super imię!- odpowiedział zachwycona Natalia. 
Do domu wszedł uśmiechnięty Łukasz. 
- Wojtek, Natalia!- zawołał dzieciaki, a radość wkradła się w jego głos. 
- W kuchni!- odkrzyknęła Agnieszka. 
Luźnym krokiem zmierzał do pomieszczenia. Nie mógł ukryć radości. Za bardzo się cieszył. 
- I co tam ustaliłeś?- zapytała Agnieszka mając zupełnie inny nastrój jak jej mąż. 
- Dziś Wojtek i Natalia zostają u nas. 
-Super!- krzyknęli obydwoje, a Agnieszka tylko pokręciła głową niedowierzając słowom Łukasza.
- No to w 6 jemy dziś kolację!- zaklaskała radośnie Natalia. 
- To do stołu wszyscy!- zarządził Łukasz. 
Agnieszka przyszykowała 2 dodatkowe miejsca dla dzieci. Wszyscy zasiedli przy stole. Radek podał każdemu opłatek. 
- Moi drodzy, z okazji tych Świąt chciałbym życzyć Wam wszystkiego co najlepsze, zdrowia, szczęścia, żeby każdy wasz plan się powiódł, i przede wszystkim seplenienia marzeń. 
Pozostali mniej więcej to samo powiedzieli. Agnieszka starała się życzliwie uśmiechać do dzieci, ale one i tak wiedziały, że to sztuczne uśmiechy. 
Po Wigilii, która nie była do końca tradycyjna, ale każde danie serwowane jak przez najlepszych szefów kuchni. 
Uśmiechnięta Natalia wstała od stołu, weszła na krzesło i zaczęła śpiewać. Jej śpiew przerwał dyskusje prowadzoną miedzy Radkiem i Łukaszem. Oni też chcieli zachować pozory normalności. 
- Cicha noc, Święta noc, 
Pokój niesie ludziom wszem, 
A u żłóbka matka Święta, 
Czuwa sama uśmiechnięta,
Nad dzieciątka snem... 
Wszyscy patrzyli w nią jak zaczarowani. 
- Pięknie!- pierwsza z transu obudziła się Monika, radośnie klaskała, u uśmiechała się.
- Nie mówiłaś, że umiesz tak pięknie śpiewać- powiedział zaszokowany Łukasz. 
- Normalnie śpiewam.- odparła radośnie Natalia. 
 - Możemy oglądnąć telewizje?- zapytał Wojtek. 
- Jasne, chodźcie.- wstał Łukasz od stołu i zaprowadził dzieciaki do sali telewizyjnej. 
Było to oddzielne pomieszczenie, z ogromnym kinem domowym. Głośniki były rozstawione w strategicznych miejscach, dając efekt głębi dźwięku. 
- Tu macie pilot.- podał im. A oni chętnie zaczęli oglądać Kevin sam w domu
Kiedy Radek z Moniką wyszli do siebie, a dzieciaki smacznie spały Łukasz z Agnieszką usiedli w salonie z lampką wina. Łukasz masował stopy Agnieszki. 
- Co planujesz dalej?- zapytała go. 
- Żyć?!- odparł z uśmiechem na ustach.
- Łukasz! Nie o tym mówię. Co dalej z Natalią i Wojtkiem. Mimo wszystko trochę ich polubiłam. Wiesz, skoro my dzieci mieć nie możemy, to ich zaadaptujemy? 
- Panna Agnieszka przemówiła ludzkim głosem.- zaczął się nabijać z żony, za co dostał kopniaka w żebra.- Auć. Kochanie, możesz powtórzyć? Bo chyba źle usłyszałem. 
- A mi się wydaje, że dobrze. Przestań się ze mnie nabijać. Ja mowię poważnie, zaadaptujemy ich. 
- Jeden wieczór, a moja kochana żona wreszcie zrozumiała, co ja do niej od kilku lat mówiłem. 
- Łukasz, bo to nie jest takie proste. 
- Wiem, ale jesteśmy razem. I myślę, że ich adopcja to najlepsza decyzja. Oczywiście, jeśli oboje tego chcemy. 
- Tylko proszę nie na hura wszystko. 
- Dobrze kochanie. 
Zbliżył się jej ust i złożył na nich pocałunek. 
----------------------
Hej! 
Komentujcie! 
A ja chcę tutaj podziękować naszym wspaniałym siatkarzom! Kocham ich! Przez cały 5 set w mojej głowie Ballada o Małym Rycerzu! A ilości zawałów już nie zliczę! Antigowscy (tak mój tata chłopaków nazywa) są niesamowici! Mecz nie był tak spektakularnym widowiskiem jak ten przegrany z Francją, ale to my mniej popełniliśmy błędów i wygraliśmy ! Teraz do Japonii po bilet do Rio! 
No to tyle ode mnie! Piszcie Wasz wrażenia pomeczowe! 
I do nastepnego, który w czwartek! 
Do następnego! 
Marcyśka 

wtorek, 5 stycznia 2016

7

Kolejne światła zatrzymywały ich odciągając w czasie nie uniknioną decyzję Łukasza- co dalej. Mieli ogromne obawy. Bo przecież może w każdej chwili zawrócić i zawieść ich na komisariat policji. A tam droga już prosta, i powrót z utopijnych marzeń wprost do rzeczywistości. Milczeli. Bali się, że każde wypowiedziane słowo może rozzłościć Łukasza. Wpatrywali się za szybę, by łapać być może ostatnie chwile wolności. Spełnili swe marzenie- dotarli do Krakowa. Widzieli go, krótko i przez szybę. Ale liczy się, że to zrobili.
-    Łukasz, my nie chcieliśmy. Po prostu zrób to co powinieneś i tyle.- odezwał się cicho Wojtek.- Poradzimy sobie jakoś.
-    Ehhh.... Gdyby to było takie proste.... Nie wiem co mam zrobić. Są święta i nikt nie powinien być sam. Po prostu to jest dziwna sytuacja.
-    Ale to nasza wina. Ty o niczym nie wiedziałeś. Przepraszamy.- włączyła się do dyskusji Natalia.
Na kolejnym czerwonym świetle, Łukasz oparł głowę o zimną szybę, jakby to miało mu w czymś pomóc, ożywić jego myśli. I zobaczył ojca z małym dzieckiem. Dziecko, być może chłopiec, było ciągnięte na sankach. Śmiało się, po chwili dobiegło do niego drugie, trochę starsze. To młodsze wstało i zaczęła się bitwa na śnieżki. Kadziu zmarszczył czoło. Dzieci, to najtrudniejszy temat w jego życiu. Już dawno pogodził się z pewnymi faktami, a jednak bywały natrętne myśli.
-    To co zrobisz?- zapytała Natalia.
-    Zabiorę Was do siebie, a potem pójdę na policję.
I z piskiem opon ruszył do domu.
Porozmawia jeszcze z Agnieszką, ale był niemal pewny, że poprze jego pomysł.
Po 20 minutach dotarli na miejsce.
Dzieciaki były pod wrażeniem. Budynek zapierał im dech w piersi. I czegoś takiego nie byli sobie w stanie wyobrazić.
-    Chodźcie.- ponaglił ich Łukasz.
Być może był desperatom, ale tym razem obiecał sobie, że dopnie swego.
Drzwi otworzyła im Agnieszka. Uśmiechem powitała swego męża. Łukasz odwzajemnił ten drobny gest. Po chwili wzrok Agnieszki padł na dzieci.
-    A kto to jest? Kogo ty przyprowadziłeś?- czyżby właśnie zaczynała się 3 wojna światowa?
-    To Wojtek, a to Natalia. Zatrzymają się u nas?
-    Co?- zapytała z ogromnym zdziwieniem Agnieszka.
Dzieciaki w tym czasie nerwowo przeskakiwały z nogi na nogę, głowy mieli opuszczone, jakby się bali spojrzeć kobiecie w oczy.
-    Zostaną u nas. Wejdźmy do środka, bo zimno ciągnie do domu.
Agnieszka przesunęła się, by goście mogli wejść do pomieszczenia.
- Rozbierzcie się.- Rzucił krótko w stronę Natalii i Wojtka.- A my musimy porozmawiać.
Powiesił kurtkę na wieszaku, i ściągnął buty. Chwycił Agnieszkę za rękę i poprowadził ich do sypialni. Na początek chciał się właściwie przywitać z żoną, ale ona obróciła głowę.
- Mów.- nakazała mu.
I opowiedział jej o tym co się wydarzyło podczas drogi powrotnej. Agnieszka tylko kręciła głową. Trudno stwierdzić czy tak bardzo ją poruszyła historia dwójki uciekinierów, czy może ubolewała nad głupotą swojego męża.
- I co sobie wyobrażasz? Co dalej?- pytała go. On wziął długi wdech i wypowiedział to,  co wcześniej sam by nie uwierzył, gdyby słyszał.
- Zaadoptujemy ich.
- Że co proszę? Ty nie możesz tak.
- Ale co w tym złego? Od dawna chcesz mieć dziecko, to co stoi na przeszkodzie, by je adoptować?
- Łukasz, to nie jest takie proste dla mnie. Przyprowadzasz obce dzieci, i oczekujesz, że je pokocham.
- Ale spróbuj je chociaż polubić. Chodźmy do nich.

I zeszli na dół. A dzieciaki stali w jednym miejscu, jakby utknęli w miejscu. Próbowali się przygotować na każdą możliwą odpowiedź, ale to co usłyszeli, zamurowało ich.
--------------------------------
Tadam ! Oto i on, jeden z ostatnich. Chyba wszystko powoli staje się jasne :) nie chcę was zanudzać długimi rozdziałami, dlatego one są krótkie :) 
Czy Natalia i Wojtek odnajdą się w nowym domu, dowiecie się w następnym :P 
Czyli do zobaczenia w sobotę :D Zepnę poślady i będzie na pewno :D
Czytasz=Komentujesz= Motywujesz! 
Marcyśka   

PS. #goPoland <3 wiecie, że pudło będzie nasze? :D ah te emocje *.*

piątek, 1 stycznia 2016

6

O 15 wyszła z budynku firmy. Była umówiona na spotkanie ze swoją przyjaciółką w pobliskiej restauracji. Wcześniej przygotowany prezent wzięła ze sobą.
Była nieco wcześniej, by zająć odpowiednie miejsce. Weszła do eleganckiego pomieszczenia, dużego, w całości utrzymany w nowoczesnym stylu. Zapraszał tylko tych z odpowiednio zasobnym portfelem. Ale sztuka gotowania opanowana przez szefa była tego godna.
Ściągnęła płaszcz, i powiesiła go starannie na wieszaku. Rozglądnęła się za odpowiednim stolikiem i już po chwili udała się w odpowiednią stronę.    
Młody, przystojny brunet przywitał ją ciepłym uśmiechem. Podał jej menu, zwróciła uwagę na to, że paznokcie miał równo obcięte.
Wdzięcznie uśmiechnęła się biorąc od niego kartę dań.
Spojrzeniem błądziła po kartkach. Miała problem z wyborem. Wykwintne nazwy oddawały w pełni jakość.
Po chwili znów podszedł do niej kelner.
- Zdecydowała się może pani na coś?- zapytał uprzejmie posyłając jej serdeczny uśmiech.
- Czekam na koleżankę i z nią złożę zamówienie. A na razie proszę wodę niegazowaną.
- Oczywiście.
I oddalił się.   
Przyglądała się ludziom za szybą. Każdy gdzieś się spieszył. Już chyba w takich czasach żyjemy, że bez biegu nie potrafimy funkcjonować.
Dochodziły do niej odgłosy ludzi będących w pomieszczeniu, ale zbytnio nie wsłuchiwała się w nie.
Kelner przyniósł jej zamówienie. Skinieniem głowy podziękowała mu.
Upiła mały łyk wody. Bladoróżowa szminka odpiła się na szkle.
Jej myśli krążyły wokół Łukasza. Zastanawiała się jaką podejmie decyzję. Nie miał zdolności wychowawczych, a mimo to cieszyły się popularnością wśród młodzieży treningi z nim. Stacja telewizyjna oferowała mu komentowanie spotkań siatkarskich. Trudno było sobie jej wyobrazić Kadzia nie używającego wulgaryzmów, gdy coś mocno przeżywał. Zaś to było jedyne rozsądne wyjście z sytuacji w jakiej się znalazł po latach odbijania zawodowo piłki. Ale na pewno nie chciała by siedział całe dnie w domu.
Wyczuła na sobie spojrzenie, i odruchowo się obróciła. W progu stała Kaja, podniosła się z miejsca i pomachała jej. Od razu ją zauważyła i z wymalowanym na twarzy uśmiechem podeszła do niej.
- Witaj kochana!-
- Hej!- uścisnęły się przyjacielsko.
- Spóźniłam się?- zapytała z obawą w głosie Kaja.
- Nie, to ja przyszłam wcześniej.
Rozsiadły się wygodnie.
Kelner podszedł do nich i podał Kai kartę dań.  A po kilku krótkich chwilach przyjął od nich zamówienie.
Nim przyniósł dania, dziewczyny wymieniły się świątecznymi upominkami.
Kaja ostrożnie wyciągnęła mały pakunek. W brązowym pudełeczku znajdował się komplet kolczyków, wisiorka i pierścionka.
- Piękne.- odprła zachwycona Kaja.
Agnieszka natomiast ostrożnie wyjęła z starannie zapakowanego pudełka komplet 2 starannie zdobionych filiżanek.
- Urocze.
Kelner przyniósł im zamówione jedzenie, a prezenty poszły na bok.
Plotkując jadły posiłek. A rozstały się dopiero po zmierzchu.
Aga odwieziona wprost pod sam drzwi domu, udała się do łazienki. Wzięła szybki odświeżający prysznic i na nowo wykonała staranny makijaż.
Przywdziała na siebie grafitową sukienkę, która podkreślała jej kształty.
Elegancko ubrana zeszła do kuchni by przygotować dania na wigilię.
Przygotowała stół, rozłożyła sztućce, talerze, świeczki.

I czekała na przybycie męża. 
----------------------------------------------------
Witajcie w Nowym Roku! :D
Z ogromnym opóźnieniem dodaję nowy, ale cóż, nie mam żadnego usprawiedliwienia. 
W najbliższym czasie nadrobię u Was zaległości. 
 A w tym nowym roku, życzę Wam, aby każde wasze postanowienie się udało zrealizować. 
Komentujcie :D 
A kolejny w tym tygodniu na pewno!
Marcyśka 

poniedziałek, 14 grudnia 2015

5

-Co wy tu sami robicie?- zapytał ich Łukasz, kiedy Wojtek wygodnie rozsiadł się z tyłu na fotelu.
-A do domu idziemy.- szybko odpowiedziała Natalia.
-To podajcie adres to Was podwiozę.
-Powiemy Ci, gdzie masz nas zostawić.
-Jak chcecie.  A jak macie na imię?
-Wojtek i Natalia- odparła dziewczyna.
-Łukasz jestem.- odpowiedział i podał im swoją dłoń by mogli ją uścisnąć.
-Ty grasz w siatkówkę?- zapytał Wojtek, będąc podekscytowanym.
-Tak. W AGH-u. Wiesz krakowska drużyna.
-Wiem, wiem. Strasznie Was lubię.
-Dzięki. W takim razie zapraszam na mecz po Świętach.
-Ale nie mam biletów.- powiedział zmartwiony.
-Nic nie szkodzi. Załatwię Ci je.- i uśmiechnął się do niego posyłając perskie oczko.
-Zawsze myślałem, że jesteś super, ale teraz wiem to na pewno!- powiedział uradowany.
-Dziękuję. Ale super to jestem na boisku. I tylko super to chcę tam zostać.
-Jezu, a Wy znowu o tej siatkówce…- powiedziała znudzona Natalia.
-Nie lubisz?- zapytał śmiejąc się Łukasz.
-Nienawidzę! Jest strasznie nudna! Nic tylko pociachać się.
-Nie znasz się.- odpowiedział jej Wojtek.
-Dobra dzieciaki, nie kłócić się! Natalia ma prawo nie lubić sportu. Tak jak my faceci nie lubimy zakupów.- zażartował.
-To prawda.
Przy takich rozmowach mijały kolejne kilometry. A Kraków zdawał się być coraz bliżej.
-A my przypadkiem nie przejechaliśmy jakiegoś skrętu?- zapytał zaniepokojony Łukasz. No bo mówią, że blisko, a tu ponad 40 minut już jadą.
-Nie, nie nie.- odparła szybko Natalia.- Zdaje się, że jedziemy w to samo miejsce. Bo ty do Krakowa jedziesz?
-Tak. Ale nie kłamiecie mnie ani nic?- zapytał podejrzliwie.
-Nie.- odpowiedział Wojtek.
-To jak coś to mówcie.
-A na święta masz prawdziwą choinkę?- zapytała dziewczynka.
-Tym się moja żona zajmuje. Ja średnio przepadam za Świętami.
-Dlaczego? Przecież one są super! I przecież prezenty dostajemy. I wszyscy są dla siebie mili.
-Chciałbym, żeby tak było. Kiedyś bardzo pokłóciłem się z rodzicami, i to właśnie było w Święta.
-Ale dlaczego? Właśnie Święta są od tego, żeby sobie przebaczać.
-Nie w momencie, kiedy mówi się sobie straszne rzeczy.
-A próbowałeś?- cały czas ciągła go za język Natalia.
-Nie, i niech to tak zostanie.
-A tam, nie znasz się.
-Dobra dzieciaki, skończmy ten temat.- odparł głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Gdy dotarli do Krakowa, na jednej z tablic było ukazane zdjęcie Wojtka i Natalii. Mieli, choć na próżno, nadzieję, że Łukasz jej nie dostrzeże. Od razu wściekł się na maksa. Nie wiem czy bardziej na siebie czy na dzieciaki, którym w tak głupi sposób zaufał.
Młodzież od razu przystąpiła do wyjaśnień mając nadzieję, że to może coś zmieni. A Łukasz sam nie wiedział co ma w takiej sytuacji uczynić.
------------------------------------
Hej!
Oddaję w Wasze ręce 5 rozdział. Jak dla mnie to taki se... No, ale nie ważne. 
Komentujcie!
A z następnym widzimy się w czwartek. 
Do następnego!
Marcyśka

czwartek, 10 grudnia 2015

4

Powoli zbliżała się godzina 16. W pokoju był sam. Koledzy wybyli na świetlicę, by pograć w gry planszowe. On w głowie analizował co ma ze sobą zabrać w podróż. Wątpił, czy dziewczyna, którą dziś poznał pójdzie z nim. Sam wiedział, że nic go nie zatrzyma.
Dopiął plecak, założył trochę za dużą kurtkę, szalik i czapkę. Rękawiczki schował do kieszeni. spojrzał na zegarek 15;59- już czas- pomyślał. Stanął w drzwiach i ostatni raz spojrzał na pokój, w którym mieszkał całe dotychczasowe życie. Zamknął je i wyszedł na korytarz. Niezauważony dotarł do głównych drzwi. Mocno zdziwił się, gdy pod bramą ujrzał dziewczynę poznaną rano.
Spod czapki wystawały jej dwa blond warkocze. Kolorowa nakrycie głowy z wielkim pomponem, kolorowy szalik- a do tego jej niebieskie oczy, które to wszystko podkreślały. Na resztę nie zwracał uwagi.
- qCześć. Pięknie wyglądasz.- podszedł i nieśmiało wypowiedział komplement.
- Cześć. Nie mów tak, tylko chodźmy.- powiedziała obojętnie.
Przeszli przez bramę, i wydawało się im, że są wolni.
Wiatr wiał zimny, a sypiący śnieg nie ułatwiał im wędrówki.
Szli poboczem, gdzie niekiedy zgarnięty na bok śnieg sięgał im kolan. Plan Wojtka oparty na tym, aby dotrzeć na stację i pociągiem dojechać do Krakowa.
Bilet kupił już dawno. Teraz dopiero uświadomił sobie, że jakiś musi zdobyć dla koleżaki.
- Powiesz mi, jak masz na imię?- zapytał się jej chcąc przerwać panującą między nimi ciszę.
- Natalia.- odparła krótko.
- Ja jestem Wojtek. Kiedy trafiłaś do bidula? Wcześniej Cię nie widziałem.
- Kilka dni temu.
- A dlaczego?
Zatrzymała się i skrzywiła się.
- A nie za dużo chciałbyś wiedzieć? Jestem i już. A tak w ogóle to gdzie idziemy?  
- Na dworzec. No bo ja od urodzenia tam jestem. Nawet ich nie pamiętam.
- Cudownie. Jak chcesz dotrzeć na dworzec, to musimy się pospieszyć.
- A dlaczego?- zapytał zdezorientowany.
 - Bo idziemy jak żółwie?- odpowiedziała kpiąco.
- Przesadzasz. A tak w ogóle, to jedziemy do Krakowa, tylko trzeba Ci bilet skombinować.
- Że co? 
- No tak. Ja jadę do Krakowa. Tam jest najładniej teraz. I dużo czytałem o Krakowie. Jest dużo fajnych miejsc do zobaczenia.
- Yhym.
Kolejne pędzące samochody mijały ich.  Zdawało się, że nikt nie zwraca uwagi na dwójkę dzieciaków idących samotnie poboczem.
Drogę otaczał las, a ciemność powoli otulała świat. W chwilach przerwy między kolejnymi samochodami dało się słyszeć świst wiatru. Mocniej sypiący śnieg i spadająca temperatura nie czyniła tej wycieczki wygodnej.
 - Boję się!- wyszeptała Natalia, gdy po raz kolejny dotarł do nich ni to świst ni to odgłos zwierzęcia.
- Daj mi rękę.- poprosił Wojtek.
Dziewczyna podała mu ją niechętnie.
- Jeszcze 2 kilometry i będziemy na miejscu.
 - A nie prościej zatrzymać jakiś samochód? Zimno mi trochę i jestem zmęczona. 
- To naprawdę niedaleko. 
- Wracajmy. To naprawdę głupi pomysł. Pewnie nas i tak za chwilę znajdą.
- Chodź i nie marudź.- rozkazał jej Wojtek.
- Ja tu zostaję. Ty jak chcesz to idź dalej.
- Do bidula masz dalej jak na dworzec. Serio, trzeba było myśleć wcześniej!
- Myślałam, że masz lepszy plan! 
- Rób co chcesz. Idź gdzie chcesz, ale mnie w to nie mieszaj!- powiedział zdenerwowany.
Nie obracając się za siebie ruszył dalej. Kompletnie nie rozumiał zachowania Natalii.
Bolały go już nogi, ale wiedział, że nie może się zatrzymać. Jeśli go znajdą, będzie miał piekło. Ale też uciec teraz nie miał dokąd.
Samotnie wędrował czując coraz większe zmęczenie. W myślach powtarzał sobie- jeszcze trochę, już nie daleko, dam radę.
W pewnym momencie poczuł na swoim ramieniu rozbijającą się śnieżkę. Odwrócił się. Z okna jednego samochodu wystawała uśmiechnięta głowa Natalii.
- Wsiadasz?- zapytała go.
Niewiele myśląc wsiadł do samochodu.
W lusterku dostrzegł znaną mu twarz. Pomyślał- niemożliwe, to nie może być on! Ale kiedy usłyszał jego głos miał pewność. Siedział właśnie w samochodzie najlepszego siatkarza świata.
A kiedy to sobie uzmysłowił wielki uśmiech pojawił się na jego ustach.
_------------------------
No i się spotkali :D Co z tego wyniknie dowiecie się dalej :D 
Komentujcie :D 
A następny w niedziele! 
Do nastepnego! 
Marcyśka      


poniedziałek, 7 grudnia 2015

3

Wróblowice- willowa dzielnica Krakowa, kiedyś wieś oddalona od centrum, o której tylko mieszkańcy słyszeli. Dziś, każdy kto ma odpowiednio zasobny portfel pragnie tu mieszkać. A wszystko to, za sprawą panujacej ciszy, i zdawałoby się czystrzego powietrza. 
Jeden dom, utrzymany w stylu nowoczesnym, trochę schowany pomiędzy drzewami, był oazą spokoju dla jej mieszkańców. Brama wjazdowa, zamknięta raczej nie zapraszała nikogo. Gruby mur, ma za zadanie szczelnie odsłaniać świat przed tym co w środku się dzieje.
Drzewa staranie posadzone, latem dają cień, w zimie przystrojone śniegiem pięknie się prezentują.
Coś, co zauważa każdy, to duże okna, które dzielą taras od salonu. Salon połączony z kuchnią zajmują cały parter. Istotnym elementem jest duży stół, na wprost kominka. W kącie po prawej stronie stoi okazałych rozmiarów choinka. Przystrojona na biało. Schody przy drzwiach wejściowych prowadzą na piętro, gdzie są 3 sypialnie, 2 łazienki. Całość starannie do siebie dobrana. Dominuje biel, beż, szary.
W jednej z sypialni o 7:30 budzik dał o sobie znać. Dziewczyna sięgnęła po telefon i go wyłączyła. Przetarła dłońmi zaspane oczy. Obróciła się w prawą stronę łóżka, kładąc głowę na poduszce. Wyczuwała ma nim zapach ukochanego. Nie mogła doczekać się z nim spotkania. To uczucie nie gaśnie mimo upływu lat. Nigdy nie lubiła, gdy wyjeżdżał, ale taką akurat ma prace. Ostatni raz zaciągnęła się jego zapachem i postanowiła wstać.
Porozciągała kości, kilka z nich dało o sobie znać. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej strój do biegania. Czarne ocieplane leginsy, różowy t-shirt, a na to czarny polar. Cel na dziś to 10 kilometrów w 45 minut. Wyjrzała za okno. Wiatr kołysał choinkami w ogrodzie. Na samą myśl o wyjściu na zewnątrz przeszedł ją dreszcz.
Z ubraniami poszła do dużej łazienki. Wszystko zdawało się do siebie idealnie pasować. Wszechobecna szarość, biel, i sporadyczna czerwień. Pomieszczenie duże, wygodne.
Wzięła szybki prysznic, i wskoczyła w ubrania. Związała włosy w niedbałego koka. Na usta nałożyła ochronną pomadkę, a na twarz krem.
Pilotem przywieszonym do kluczy otworzyła bramę. Wyszła na ośnieżoną drogę. Wykonała kilka skłonów, przysiadów, podskoków i była gotowa do startu. Jeszcze tylko ustawiła ulubiona muzykę i truchtem ruszyła przed siebie analizując w głowie trasę. Kilka wzniesień, dolin, mnóstwo zakretów, zimne powietrze ocierające się o zarumienioną twarz- właśnie za to kocha ten sport.
Pomiędzy kolejnym krokiem i oddechem oglądała przyozdobione domy sąsiadów. Jednych krytykowała za przesadę, innych za brak gustu w dobranych ozdobach. Zdarzało się też, że kręciła z dezaprobatą głową na brak ozdób.
W połowie drogi miała jezioro, które dzieciaki uznały za lodowisko. W sercu za tęskniła za tymi latami, gdy beztrosko wyczekiwała pierwszej gwiazdki. To bieganie z rodzeństwem wokół matki, która pokrzykiwała w rytm wyrabianego ciasta na uszka.
Gdy była dzieckiem, to marzyła o swojej rodzinie. Planowała jak będzie wychowywać swoje pociechy, na co będzie pozwalać, a za co karać. Planowała jak da na imię. Jak będzie ubierać. Niestety los miał inne plany.
Spełniona zawodowo kobieta pracą zabija swoje pragnienia. A wszystkie starania są na próżno. Natury nie da się oszukać, ubłagać… Z nią nie wygrasz.
Zawróciła do domu. Nogi stawały się coraz cięższe. Uparcie z tym walczyła. Teraz boli, ale dla efektu wszystko. Oddech łapany resztkami sił. I endorfiny i adrenalina dawały o sobie znać w jej organiźmie. Noga za nogą, byle do przodu. Nie wolno się zatrzymać.
I przed nią ostatnia prosta. Trochę z górki i pod górkę. Trzeba zacisnąć zęby i nie dać się.
Szczęśliwa wbiegła na podwórze. Zatrzymując się przed domem wykonała kilka ćwiczeń by unormować oddech.
Spojrzała na telefon, jak nic 10,2 km w 43 minuty. Uśmiech od razu wpełzł na jej usta. Resztkami sił wyskoczyła w górę. Nawet lepszy wynik niż planowała. Takie coś nie może się zmarnować!
Otworzyła drzwi i weszła do domu. Ściągnęła kamizelkę i powiesiła na wieszaku w przedpokoju. Buty pozostawiła ułożone idealnie na wycieraczce.
Udała się do łazienki, by wziąć szybki regenerujący prysznic. Owinięta puchowym ręcznikiem poszła do garderoby w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Granatowe spodnie, tego samego koloru marynarka, biała koszula. Strój nienaganny idealnie dopasowany do sylwetki właścicielki. Do tego dopasowany naszyjnik, pierścionek.   
Makijaż idealnie wykonany. Wszystko musi pasować do siebie jak w szwajcarskim zegarku. Ona nie ma prawa do błędu.
Spojrzała na zegarek na kuchennym blacie. 9:30 czas zbierać się do pracy. Ze stołu w salonie zabrała potrzebne dokumenty, i spakowała je do torby. To samo uczyniła z laptopem.
Usłyszała dźwięk klaksonu, a to oznacza, że kierowca już jest.
Sięgnęła po prezent dla przyjaciółki. Ten także był nienagannie zapakowany.
W przedpokoju założyła modny płaszcz, botki na szpilce, a wokół szyi zawinęła ciepły szal.
Zamknęła drzwi i udała się do samochodu.
Biały Lexus miał otwarte tylne drzwi, a kierowca stał tuż obok, czekając na nią.
- Dzień dobry pani Agnieszko- przywitał się z nią starszy, lekko siwy, acz nadal przystojny Marek. Ubrany w garnitur, długi płaszcz, nie mógł wyglądać gorzej.
- Witaj Marku. - przywitała się z nim, posyłając nikły uśmiech.
- Jaki plan na dziś?- zapytał odpalając silnik. 
- Na 15:30 jestem umówiona z Anią w restauracji na rynku, a poza tym cały dzień w firmie. 
- Dobrze, no to jedziemy.
Ona zajęta przeglądaniem dokumentów, on że spokojem prowadzący samochód.
Po 40 minutach była w pracy. Nowoczesny budynek, połączenie szkła i metalu. weszła przez szklane rozsuwane drzwi. Przyłożyła kartę magnetyczną do czytnika. Pewnym krokiem, z uniesioną wysoko głową mijała kolejnych ludzi w garniturach. Niektórzy pozdrawiali ją skinieniem głowy, inni machali rękoma. Uśmiechała się do nich z udawaną szczerością.
Kiedy weszła do swojego biura, sekretarka czekała na nią z gorącą kawą. Zabrała od niwj kubek, a w zamian oddała plaszcz.
Usiadła przy biurku, zalogowała się na komputerze. Upijając łyk kawy zadzwoniła do swojego męża Łukasza.
Jak zwylke ich wizje świąt bardzo się róznły. On od lat unikł ich jak ognia, ona go zmuszała do krzywych uśmiechów.
Mimo to obydwoje cierpieli. A ze Świąt magia dawno zniknęła.  
-------------------------
Hej! 
Pozdrawiam z Zakopanego! :D tak, nie ma to jak weekend po weekendzie :p mam nadzieję, że poniedziałek był dla Was łaskawy :D 
A co do rozdziału, to mam nadzieję, że odczujecie idealizm życia Agnieszki. 
Oczywiście więcej informacji pojawi się z czasem :) 
Zachęcał do komentowania! A kolejny w czwartek :D 
Do następnego! 
Marcyśka